Kiedy wszystko zostaje wyjaśnione

– Nie! Nie zostawiaj mnie tutaj! – krzyczała Ula, przewracając się z bezwiednie z boku na bok.
Zaalarmowany krzykiem Marek przebudził się momentalnie i szybko zapalił lampkę stojącą na stoliku przy łóżku.
– Ula, obudź się… – zaszeptał, delikatnie dotykając jej ramion. – Kochanie…
Wreszcie otworzyła oczy i zrywając się usiadła. Spojrzała na niego szeroko otwartymi, niebieskimi oczami.
– Aaa… – powiedziała cicho. – To tutaj jestem.
– Śniło ci się coś złego, ale jestem tutaj – przypomniał jej Marek, przytulając ją do siebie.
Przylgnęła do niego na chwilę, ale równie szybko wyplątała się z jego uścisku. Odgarnęła włosy spływające jej na czoło i spojrzała gdzieś w głąb pomieszczenia niewidzącymi oczami.
– Poczekaj, co ci się śniło? – zapytał, wyczuwając, że to nie tylko coś złego, co związanego z nim.
– Nie chcesz wiedzieć – wymamrotała, wyplątując się z pościeli i stając na podłodze bosymi stopami. Czuła jej chłód, co tylko potęgowało natłok niefortunnych myśli powracających do niej jak tajfun o zdwojonej sile.
– Chcę i to bardzo. Śnią ci się jakieś koszmary, nie chcesz mi nic powiedzieć… Często masz takie sny?
Spojrzała na niego smutno.
– Mam je od kilku miesięcy. Ostatnio przestały się pojawiać codziennie, ale tak… były często.
– No dobrze – Marek usiadł na łóżku i dostrzegł wreszcie, jaka jest blada i jak bardzo trzęsą się jej ręce. Wstał i posadził ją na łóżku. – Opowiedz mi wszystko, Ula.
Westchnęła i zdecydowała, że może to będzie lepsze rozwiązanie. Z drugiej jednak strony nie chciała go więcej ranić…
– Teraz śniło mi się, że jesteśmy w jakimś lesie… Ty i ja. Najpierw spokojnie rozmawiamy, a potem ty odchodzisz. Bez słowa. Nie wiem dlaczego. Nie wiem nic…
– Ula…
– Poczekaj – położyła mu palec na ustach. – Ten sen mnie przeraża, ale to nie jest jedyny sen. Jest ich więcej i śnią mi się wymiennie. Ten naprawdę nie jest najgorszy…
– A jaki jest? – zapytał, jednocześnie czując, że bicie jego serca jest coraz mocniejsze.
– Czasem śni mi się coś, co zdarzyło się naprawdę – przełknęła ślinę, czując, że słowa, które wypowiada sprawiają jej narastający ból. – Stoisz z Sebastianem w kuchni, w firmie… Po prostu rozmawiacie. To było po zarządzie… A ja… ja to po prostu usłyszałam i wtedy zrozumiałam, jaka byłam głupia… – w jej oczach znowu pojawiały się łzy. Te łzy, których nigdy więcej nie chciał już widzieć.
– Po zarządzie – powtórzył Marek, zaczynając analizować w głowie, o które słowa chodzi.
– Sebastian stwierdził wtedy, że powinieneś mnie wysłać gdzieś daleko, bo inaczej twój ślub mógłby się nie odbyć. Cóż, mało o mnie wie, skoro nie pomyślał o tym, że moglibyście być o to zupełnie spokojni.
– Ula… – Marek zdołał tylko tyle z siebie wykrztusić. Milion myśli, rozszalała karuzela strzępków wspomnień niemal rozsadzały mu umysł.
– Ja wiem, że…
– Nie, nie wiesz – zaszeptał. – Po pierwsze, nie sądziłem, że to słyszałaś… Po drugie, to nie była cała nasza rozmowa…
– Jak to nie cała? – zdumiała się Ula.
– Nie… Powiedziałem mu wtedy, że jest idiotą. Nie wiem, czy mi uwierzysz, ale tak było. Sebastian nie pierwszy raz wyskoczył z takim idiotycznym tekstem. Co nie zmienia faktu, że dobraliśmy się idealnie. Dwójka kretynów – westchnął Marek.
Patrzyła na niego bez słowa, słuchając, obserwując, myśląc o tym, co słyszy. Wahając się, czy powinna zaufać. Z drugiej strony, widziała jego oczy, znowu tak samo smutne, jak wtedy, gdy mijali się w firmie. Gdy spotkali się przy windzie, już po jej przemianie. Jak wtedy, kiedy prosił ją, żeby nie wyjeżdżała. Albo mówił, że to, co jest między nimi jest naprawdę. Więc może naprawdę było? Ostatecznie ten tydzień upewnił ją w tym, że Marek robi wszystko, aby wszystko układało się po jej myśli. Wiele rzeczy robił dla niej. Ale dopiero teraz.
– Nie słyszałam tego – powiedziała wreszcie Ula i pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
– Ja… ja już wtedy wiedziałem, że tego ślubu nie będzie. To też mu powiedziałem. A potem… wiesz, jak było… nie chciałaś mnie słuchać…
– Wydawało mi się, że tak będzie lepiej… Ale posłuchałeś Sebastiana… Realizowałeś tę jego bezsensowną listę… Prezenty na każdą okazję, cudowna rozpiska, nie ma co…
– Wiesz co, powinniśmy o tym porozmawiać, ale nie tutaj. Nie sądzę, żebym mógł jeszcze zasnąć i ty też nie zaśniesz, jestem tego pewien – powiedział cicho, podniósł ją i zaniósł do kuchni, gdzie posadził ją na krześle.
– Co ty robisz? – zdziwiła się.
Marek skierował się w stronę czajnika.
– Herbatę. Czeka nas dłuższa rozmowa, bo właśnie zdałem sobie sprawę, że zaufałaś mi, mimo że nie wiedziałaś wszystkiego i nie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Tym bardziej jestem Ci wdzięczny, że teraz tutaj jesteś…
– Doskonale wiesz, dlaczego tutaj jestem.
Złapał oddech i przyjrzał się jej uważniej.
– Tak. Ja też cię kocham.
Woda się zagotowała, Marek wyjął z szafki dwa kubki i nalał do nich wrzątku. Następnie włożył do nich dwie torebki herbaty, przyglądając się w milczeniu jak woda barwi się na brunatny kolor. Wreszcie postawił na stole dwa parujące kubki.
– Wolisz zadawać mi pytania, czy mogę wyjaśnić ci to po mojemu?
– Po prostu mów – odparła, bojąc się tego, co za chwilę usłyszy. Najbardziej bała się tego, że znowu się połamie, że znowu się rozpadną.
– Odkąd cię bliżej poznałem, wiedziałem, że z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało. Nie wiedziałem dlaczego tak jest, ale nikt mnie nie rozumiał tak jak ty. Tak po prostu było… Miałem cię za najlepszą przyjaciółkę, jaką mogłem mieć. A potem wszystko się skomplikowało.
– Kredyty? – podsunęła Ula, czując, że to właśnie one były powodem.
Spojrzał jej w oczach i posmutniał jeszcze bardziej.
– Tak – powiedział zduszonym głosem. – I głupie gadanie Sebastiana, któremu dałem się ponieść. Dzisiaj widzę, że jego czarne wizje były absurdalne, ale wtedy… wtedy wydawało mi się, że zaraz wszystko się posypie. Stale powtarzał mi też, że Maciek tobą steruje. Uroił sobie coś, czego nie było. Że Ty i Maciek na pewno jesteście razem… Ula, ja sam widzę, że to jest paranoja.
– Tak, to jest paranoja – powtórzyła Ula, ledwie wydobywając z siebie głos.
– A potem zdałem sobie sprawę, że nie jesteś już dla mnie tylko przyjaciółką…
I mówił dalej, widząc przed sobą tylko te piękne, niebieskie oczy. Jeszcze przez kilka godzin, wypełniały się na przemian łzami i czułością. Rozmawiali ze sobą do niemalże do świtu, wiedząc, że właśnie szczera rozmowa jest im teraz najbardziej potrzebna.

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij